Świat otaczający nas staje się coraz bardziej wygodny. Dzieje się tak po pierwsze ze względu na fakt zwiększającej się elektronizacji i mechanizacji otaczających nas przedmiotów. Ważnym czynnikiem jest także to, że życie staje się bardzo szybkie oraz tym samym znacznie zmniejsza się ilości wolnego czasu. Często ludzie czynni zawodowo są po prostu wykończeni po pracy i nie chce się im robić czegokolwiek w domu. Kolejnym objawem cywilizacyjnej wygody jest autonawadnianie.
Każdy, kto posiada dom z ogródkiem, zdaje sobie sprawę, że rośliny w nim rosnące wymagają przede wszystkim podlewania. Bez wody nie są one bowiem w stanie prawidłowo funkcjonować. Mimo iż na pierwszy rzut oka zadanie może się wydawać bardzo proste, takie z pewnością nie jest. Wymaga od człowieka nie tylko sporej ilości czasu, ale także uwagi. Leniwi Amerykanie wpadli zatem na pomysł systemu, który będzie podlewał trawnik za nich. Jak tylko rozwiązanie to spopularyzowało się w Stanach Zjednoczonych, zaraziła się nim także i Europa oraz inne części świata.
Zasada działania autonawadniania opiera się o zakopaną w ziemi ogródka infrastrukturę wodną. Tą podłącza się do wystających ponad powierzchnię trawy spryskiwaczy. Aby całość działała prawidłowo potrzebne jest ciśnienie o wiele wyższe od tego, które proponują wodociągi. Konieczne jest zatem zastosowanie pompy hydraulicznej. Ich ilość oraz moc w głównej mierze zależy od powierzchni posesji. Ostatnim z elementów jest komputer, który steruje pracą systemu do automatycznego nawadniania. To właśnie on na podstawie wytycznych właściciela decyduje o tym, o której godzinie zraszacze włączą i wyłączą się.
Nie da się ukryć, że system autonawadniania nie jest najtańszym rozwiązaniem na rynku. Podstawowa wersja, która obejmie małych rozmiarów ogródek, to wydatek co najmniej kilku tysięcy złotych. Oczywiście im większa powierzchnia i wymagania klientów, tym bardziej rośnie cena całej usługi. W skrajnych przypadkach może ona wynieść nawet jakieś kilkadziesiąt tysięcy złotych.